czwartek, 20 sierpnia 2020

POŁĄCZENIE Z GAJĄ, ZDJĘCIE BLOKADY Z TRZECIEGO OKA

 Jako istota pozaziemska od zawsze miałem problem z połączeniem się z Ziemią, zharmonizowaniu się z jej energią i tym samym z komunikacją z nią. Nie czułem się dobrze na tej planecie, tęskniąc nieustannie za dwoją planetą macierzystą. Czułem, jakbym był tu za karę, jakbym był tu nieproszonym gościem.
Problem polegał na tym, że nie Ziemia odrzucała mnie, lecz ja swoją świadomością obcego pochodzenia, odtrącałem ją od siebie. Kiedy to się zmieniło, Gaja  pokazała mi, że choć jestem "adoptowanym" dzieckiem, liczę się tak bardzo, jak cała reszta.


Brak akceptacji i zrozumienia, złość, gniew i bezsilność były powodem wszystkiego. Brak akceptacji ze strony innych istot, które podświadomie czuły, że różnię się od nich i z miejsca były do mnie wrogo nastawione. Brak zrozumienia mojej inności przez ludzi i próby zmieniania mnie na siłę. I w końcu mój brak akceptacji do tego, jaką istotą jestem i to, że nie rozumiałem tego, że jeśli inni nie akceptują tego kim jestem, nie jest to moją winą i moim problemem, tylko ich, i łącząca się z tym wszystkim złość, bezsilność i gniew. Nie chciałem, żeby te fakty mnie bolały i mi przeszkadzały. Myślałem że je przerabiam na bieżąco, przyjmując je na siebie tak po prostu, ale w rzeczywistości okazało się, że spychałem je za tak zwane "czerwone drzwi". 


To przestrzeń, w której - bardzo często nieświadomie - zamykamy wszystko to, czego się boimy, wstydzimy i emocje, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Zdradliwe to miejsce, bo w jednej chwili możemy pozbyć się każdej myśli, która nam przeszkadza i zapomnieć o tym, że w ogóle się pojawiła. Ale przestrzeń za Czerwonymi Drzwiami jest ograniczona. Wyobraźmy sobie, że za tymi drzwiami jest wulkan, a wszystko to, co tam spychamy, to wybuch wulkanu.
W którymś momencie dojdzie do tego, że poziom energii, poziom lawy będzie tak wysoki, że włączy się "alert bezpieczeństwa", który zakłada blokadę na nasze trzecie oko. Pojawiają się konsekwencje. Nagle okazuje się, że nie możemy medytować, bo momentalnie jesteśmy odcinani. Dzieje się tak dla naszego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa innych istot. Nie wypuszcza się w przestrzeń istoty, która jest tak przepełniona negatywną energią. Od razu przyczepiłyby się do nas istoty pasożytnicze i takie, które naszej negatywnej energii miałyby niezłą ucztę, które chciałyby, żeby ta lawa wylała się na zewnątrz, na świat. A kiedy spotkamy istoty rozwijające się, które dopiero stawiają kroki w podróżach medytacyjnych, moglibyśmy im zaszkodzić. 
Poza blokadą na medytację, dochodzą problemy zdrowotne. Zmiany skórne (lawa wypala nas od środka). Bezsenność, migreny, a kiedy nie bierzemy się za sprzątanie tej przestrzeni, pojawiają się guzy mózgu, tętniaki. Ogólne osłabienie i niechęć do wszystkiego. W końcu czujemy się za słabi, żeby stanąć przed własnym gniewem, lękiem i innymi nieprzerobionymi wartościami.

Mi z pomocą przyszły... Elfy. Mam z nimi ciekawą przeszłość z czasów Słowiańskich, ale one nie zawsze mają ochotę pokazać się każdemu. Dlatego po prostu opiszę to, co zadziało się w moim przypadku, bo znając sposób, nie potrzebujecie niczyjej pomocy. 


Połóżcie się w medytację. Odprężcie się i uwolnijcie głowę od myśli. 

Nie wyskakujcie w podróż, tylko poproście o dostęp do lasu. 

W tym momencie albo poprowadzą was Elfy, albo zadziałacie sami.
Usiądźcie pod wielką wierzbą i zakopcie wszystkie kończyny pod ziemią. Poprościę Gaję o oczyszczenie i harmonię. Nie przejmujcie się, jeśli zaczniecie czuć mrowienie, łaskotanie czy nawet lekki ból (na samym początku), korzenie zaczną wnikać w wasze żyły i naczynia krwionośne. W tym momencie może tak się stać, że zostaniecie w pewnym sensie "wyrzuceni" z ciała, podobnie jak w OOBE, ale nie do końca. Bądźcie spokojni, jesteście bezpieczni. Stało się tak, żeby was "zakotwiczyć". Kiedy korzenie będą już w każdej waszej żyłce, mogą one jarzyć się na zielono (oczy również).
To moment, w którym odzyskujecie połączenie z Ziemią i kiedy Ziemia zaczyna pracować, żeby pomóc ci się oczyścić i zdjąć blokadę. Teraz będziecie tworzyć swoje Sanktuarium. 

U mnie wyglądało to tak, że otoczenie zaczęło się zmieniać całkowicie, zaczęły tam rosnąć rośliny, pojawiła się rzeka, wodospad. Przyszły zwierzęta i dużo istot, oprócz elfów, takie małe skrzaty ze skrzydełkami. Nie wiem, co to dokładnie były za istotki, ale wiem że zajmują się opieką nad - w tym przypadku roślinnością. Pojawiło się też mnóstwo bursztynów i Słowianie, którzy zdecydowali się pomóc doglądać tego miejsca i dzielić się wiedzą. Musiałem porozmawiać z kilkoma osobami do których miałem żal, wybaczyć im i sobie, odpuścić. W ten sposób uprzątnąłem pozostałości lawy, żeby wszystko się tam rozświetliło. Kiedy skończyłem, wtedy pojawił się ogromny, fioletowy kryształ z połączeniem energetycznym do góry. U was nie musi być fioletowy, jeśli pojawi się inny kryształ, to nadal wszystko w porządku. Z tego miejsca możecie później wysyłać swoje intencje i prośby. Ten kryształ działa trochę jak miejsce mocy pod np Łysą Górą. 

Zadbajcie o swoje Sanktuarium tak, jak tylko chcecie. Możecie zaprosić tam zwierzęta, istoty jakie tylko chcecie (ale upewnijcie się co do czystości ich intencji wobec was), możecie posadzić rośliny, które kochacie, dowolnie zmieniać teren, budować co tylko sobie wymarzycie. To wasze sanktuarium i wam ma służyć najlepiej. Może wam potem służyć jako miejsce startowe w medytacji. O nie dbajcie regularnie, bo pewnie co jakiś czas będzie trzeba je oczyszczać po małych erupcjach wulkanu. A jeśli chodzi o drzwi (te Czerwone Drzwi), możecie wedle woli je rozmontować, albo po prostu nie zamykać. Wtedy nie będziecie spychać za nie lekcji do odrobienia i będzie was to motywować do przerabiania tych lekcji na bieżąco. A przynajmniej mnie motywuje :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz